1 Nothing

 Otworzyłam oczy, promienie słońca dobijały się przez szybę, rozproszone wpadały do środka. Nie było jeszcze piątej, Nowy Jork tak samo jak i jego przedmieścia był jeszcze pochłonięty błogim snem. Niestety ja tego snu dzisiaj nie dostałam, można sobie tylko wyobrazić jak leżałam na łóżku co chwilę zamykając oczy otwierałam je z nadzieją że to wszystko to był jakiś niedorozwinięty sen, który nie ma prawa odzwierciedlić się w rzeczywistości, lecz za każdym razem pojawiało się to samo zawiedzenie. Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić, co zrobić ze swoim ciałem, jak mam się patrzyć na Navida, jak mam się patrzyć na Nicka, przecież nie da rady się go całe życie unikać. Cały czas wracają wspomnienia z wczorajszego dnia, cały czas widzę ten jego uśmiech, cały czas słyszę moje krzyki, cały czas czuję te nieprzyjemne dreszcze ogarniające moje ciało za każdym jego dotykiem, słowem. Mam ochotę krzyczeć jak widzę kogoś kogo uważałam za przyjaciela.

Powoli opadł na kanapę wciąz patrząc się na mnie z tym pożądaniem, bałam się go, niesamowicie się go bałam. Przełknęłam ślinę i wybiegłam z domu, ówcześnie ubierając płaszcz. Czekała mnie długa droga do domu. Na polu było niesamowicie zimno, może nawet i temperatura była ujemna, żadnych autobusów, taksówek, tramwai, zostało mi tylko iśc te dwanaście kilometrów, albo zasnąć gdzieś na ławce prosząc żebraków o kawałek koca. Nie wiem czemu do nikogo nie zadzwoniłam, może po prostu dlatego że się wstydziłam, gdy pomyślałam o tym ze jakaś osoba może teraz ze mną spędzać czas, że ma na mnie patrzeć, mówic do mnie, do osoby nic nie wartej. Bo kim ja do cholery jestem? Mimo tak późnej pory Nowy Jork tętnił życiem, samochody przejeżdżały obok mnie, możliwe że pozostałam nawet nie zauważona. Nienawidząc każdej sekundy mojego życia, każdego kroku który stawiałam, każdej mojej myśli, każdej mojej łzy która spływała cały czas po moich pliczkach. Coraz częściej miałam ochotę zrobić ten jeden mały krok, ten jeden kroczek który dzielił moje ciało od ulicy, który dzielił moją duszę od wolności. Im dłużej szłam tym bardziej nasilało się pragnienie, możliwe że to samo ktore kazało pojawić mi się na tym świecie, możliwe że to własnie pragnienie które zaczęło moje życie stwierdziło że najwyższy czas juz je zakończyć. Powstrzymywał mnie tylko strach, ten strach który mówił mi że nie mam pojęcia co się stanie gdy któryś z szybko jadących samochodów we mnie uderzy, ten strach króty mówił, możesz już być wolna ale możesz cierpieć.

 Myśli cały czas napływały wraz ze wspomnieniami z minionego wieczoru. Spojrzałam na zegarek, pokiwałam głową widząc tak wczesna godzinę, wstałam z łóżka, cała roztrzęsiona założyłam na swoje gołe ciało szlafrok. Weszłam do łazienki, nie przeraził mnie mówi wygląd, nie obchodził mnie on. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Ubrałam się i wyszłam na poranny spacer. Z nadzieją że chociaż na chwilę zapomnę o wczorajszym wydarzeniu. Może powinnam siedziec i płakać. Może powinnam powiedzieć to... no właśnie komu? Kto do cholery by mi uwierzył? Uznaliby mnie za wariatkę, straciłabym Navida. Chociaż już go straciłam, bo wiem że nic juz nie będzie takie jak kiedyś. Otworzyłam drzwi, przywitał mnie chłodny podmuch wiatru. Gdy wychodziłam z bramy miasto było jeszcze opustoszałe, po okrytych mgłą ulicach snuli się tylko gdzieniegdzie nocni stróże. Latarnie na Blue Street oświetlały jedynie opary w prowadzącej ku morz alei, aczkolwiek ich rozrzedzone światła zaczynały już migotać,zwiastując rychłe przebudzenie się Nowego Jorku, i zrzucenie przez miasto ulotnego przebrania mglistej akwareli. Dotarłszy do ulicy New
Alliance, zapuściłam się w uliczki dzielnicy Raval, przechodząc pod arkadą rysującą się niczym sklepienie wzniesione z szarobiałej mgły.Szłam za duszą wąskim zaułkiem, bardziej wydeptana ścieżką niż ulicą. Z dachów i z balkonów zaczął zsuwać się ukośnymi strugami poranny brzask, nie docierając w ogóle na ziemię. W końcu zatrzymałam się przed drzwiami z litego, sczerniałego od starości i wilgoci drewna. Przede mną wzniósł się budynek przypominający wrak budowli, która kiedyś była przytulnym domem.  Wraz z otworzeniem drzwi przywitało mnie ich skrzypienie Przede mną pojawił się ciemny długi korytarz. Kompletna ciemnosć która wydałwała się nie mieć końca. Weszłam do środka, zapach starych i zniszonych rzeczy, brudnych i nasączonych wilgocią ścian, kurzu oraz pytłu ze starego drewna z każdym dalszym krokiem stawał się coraz większy. Obiecałam sobie ze kiedyś tu przyjdę więc zrobię to dzisiaj. Moja mama zmarla przy porodzie, a tata pięć lat po niej. Pochowaliśmy go na cmentarzu w trzecim dniu po śmierci. Pamiętam tylko, że padało przez cały dzień i całą noc, a kiedy zapytałam babcię, czy niebo też płacze nie byla w stanie wykrztusić z siebie słowa. Mimo upływu czasu nieobecność rodziców była dla mnie wciaż jakims omamem, krzykiem ciszy, której nie potrafiłam jeszcze zagłuszyć słowami. Ciemność narastała z każdym krokiem, po omacku znalazłam klamkę do drzwi, weszłam do mojego starego pokoju. Małe łóżko, biurko szafka i krzesło, w tym skromnym wyposażeniu żyłam aż do śmierci ojca. Mieszkałam później w tym domu, ale to własnie w tym pokoju co noc budziłam się z krzykiem, następnie gdy babcia nie miała na tyle siły aby mnie wychowywać przeprowadziłyśmy się do cioci na bogatszą dzielnicę. Tam moje życie zaczęło rozkwitać, zaczęłam rozwijać swoją pasję, gdy babcia umarła postanowiłam nie ciążyć cioci na głowie i znaleć coś swojego. Porozrzucane zabawki, karteczki, ubrania, zasłony w misie, i różowy dywanik którego nienawidziłam. Chciałam poczuć się lepiej, sama nie wiem po co tu przyszłam. Nie da się opisać mojego stanu, po prostu wstałam i wyszłam z domu gdyby nigdy nic, nie planowałam drogi, nie planowałam tego że się tu znajdę! Nie planowałam! Liczyłam na ulgę, a co dostałam?! Nic! Jedynie te kurwa miłe wspomnienia kiedy mój ojciec jeszcze żył! Zaczęłam krzyczeć i kopać wszystko co było w moim zasięgu, zdarłam zasłony co spowodowało że kurz na nich osadzony runął w moją stronę, jeszcze bardzie zdenerwowana zaczęlam rozdzierać materiał, wywaliłam krzesło na ziemię, wszystkie zabawki z półek zrzuciłam na ziemię, stałam na środku pokoju, moja mina przypominała jakiegoś psychopatę, a zachowanie idealnie to odzwierciedlało. Wyobraziłam sobie siebie w tym okropnym miejscu, wkoło ludzie z mniejszymi i większymi zaburzeniami niż moje, smród jaki panuje w tego typach zakładach i ten dziwny ton lekarzy. Nie trafisz do psychiatryka  powtarzałam sobie, i szczerze to nie mam pojęcia skąd u mnie takie zachowanie. Nie wiem co pomyśleliby o mnie inni, może to że znowu biorę. Tak, kiedyś brałam, ale to przeszłość, wstydzę się tego ale tak było. Nie mogę cofnąć tego co miało miejsce, tak po prostu tego nie usunę, to po prostu będzie tkwiło w mojej głowie, to będzie mnie wyżerało od środka, wierciło dziurę w duszy i mogłabym to ignorować ale to wciąż będzie, nie zamażę tego że brałam narkotyki  i nie zamarzę wczorajszej nocy. Bo to się po prostu wydarzyło. 

__________________________
Wiem że krótki, ale nic tu już sensownego nie dopiszę,
ogólnie moja wena zanika. 
Muszę napisać environment-love-fire-water.blogspot.com, bo dawno nie było 
rozdziału i boję się że stracę czytelników, chciałabym oddawać raz na tym 
blogu raz na tamtym, ale nie jestem pewna czy to wyjdzie. 
Liczę na komentarze ... 
                                                                                     ... do 2

wszystkie informacje o nn i reklamy bloga
(czyli spam) są usuwane,
linki proszę kierować do zakładki "Spam"